Posłuchaj:
Stephen King zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu i na liście moich ulubionych autorów. To od niego zaczęłam przygodę z e-bookami. Dawno temu, gdy miałam do dyspozycji tylko stacjonarnego PC, tylko na nim mogłam czytać książki elektroniczne i traf chciał, że odpaliłam Cmętarz dla zwierzaków. To było niesamowite przeżycie – pamiętam, że miałam ten tekst w PDFie, i go niemalże pochłonęłam. Poza książkami z serii “Gęsia skórka” i “Szkoła na cmentarzu” to był chyba też pierwszy “dorosły” horror. W moim domu rodzinnym na półkach stali polscy klasycy, Lucy Maud Montgomery, słowniki i encyklopedie, za to brakowało szeroko pojętej fantastyki, a gdy udało mi się na niej położyć łapy, to wsiąknęłam na dobre.
Cenię Kinga częściowo ze względu na sentyment – rozpalił we mnie na nowo zamiłowanie do horroru – a częściowo ze względu na jego książki. Przepadam za jego postaciami kobiecymi. Tytułowe bohaterki z Historii Lisey lub Dolores Claiborne są moimi ulubionymi, poza tym stworzył Annie Wilkes z Misery, Wendy Torrance z Lśnienia (która w książkowym oryginale jest nieskończenie ciekawszą postacią od mdłej, płaczliwej filmowej odtwórczyni), lub Lois Chasse z Bezsenności. Nigdy nie przemawiał do mnie w jego twórczości horror per se, ceniłam za to świat, który tworzył, i sposób w jaki o nim opowiadał. Dlatego gdy przyszło do wybrania książki po tagu z Lubimy czytać wybrałam tag “horror”, a następnie książkę “Później” tego właśnie pisarza.
Spotkałam się z zarzutami, że ten tekst wcale nie jest straszny. Pomimo że narrator kilkukrotnie zaznaczył, że ta opowieść to horror, to miałam ciarki tylko w jednym momencie. Nie robią już na mnie wrażenia opisy rozmaitych potworów i zmagań z nimi, za to jak zwykle doceniłam slice of life, jakim raczy swoich czytelników King. Zdaje się, że to jedna z jego krótszych powieści, do tego ma formę raczej opowiadania – skupia się na jednym wątku, pozostałe są bardzo poboczne i ledwie zarysowane, a postaci towarzyszące i ich rozwój są opisane w dużej mierze w kontekście relacji z głównym bohaterem. To rozwiązanie powoduje, że historia wydaje się nieco odchudzona, a przyzwyczajonych do bogatych opisów i rozbudowanych światów fanów to może zostawić na głodzie.
Głównym bohaterem, a zarazem narratorem pierwszoosobowym, jest Jamie – syn agentki literackiej, która wychowuje go samotnie. Poznajemy go gdy ma pięć lat i widzi pierwszą zmarłą osobę, ale jeszcze sobie nie zdaje z tego sprawy. Na podobnym założeniu opiera się hit kinowy “Szósty zmysł”. Jamie wspomina o tym w swojej opowieści, co świadczy o samoświadomości tekstu i uspokaja nieprzyjemne podejrzenia o plagiat. Mimo wszystko, gdyby King chciał zasadzić cały swój pomysł na chłopcu, który widzi zmarłych, ale stanowi to tajemnicę dla wszystkich dookoła niego, mógłby się spodziewać na swoim progu Johna Shootera z oskarżeniem: “You stole my story!” Na całe szczęście, wykorzystał ten pomysł inaczej i stworzył z tego coś własnego, osadzonego mocno na świecie, który zna – czyli świecie pisarzy.
Jak już wspomniałam, matka Jamiego była agentką literacką. Była dobra w swoim zawodzie, ale kilka kiepskich decyzji finansowych, choroba jej brata oraz kryzys gospodarczy spowodowały zawirowania w życiu Conklinów. Zmieniali mieszkania, dostosowywali swój poziom życia do dostępnych środków, a w pewnym momencie stanęli pod ścianą. Wynajmowali mieszkanie o kiepskim standardzie, wujek Harry został przeniesiony do tańszego ośrodka opieki, Jamie chodził do publicznej szkoły, spłacali długi i nie mieli żadnej poduszki finansowej, gdy umarł najważniejszy klient agencji literackiej Conklinów. Wtedy matka Jamiego wpadła na pomysł, że niezwykły talent jej syna może ich uratować przed zupełnym bankructwem. Tym samym tropem podąży jakiś czas później Liz, policjantka, dziewczyna matki Jamiego.
Pierwszy raz czytałam Kinga, który połączył dorastanie wraz z latami dwutysięcznymi. W większości przypadków młodość jego bohaterów przypadała na lata 80 lub 90, i korespondowała z nostalgicznymi wspomnieniami jego czytelników. Świat idzie do przodu, po Kinga sięgają inne, młodsze pokolenia, którym obce są doświadczenia z małych miasteczek, sprzed ery komputerów i internetu. Autorowi udaje się zaprezentować życie – jakkolwiek trudne – oczami chłopca, którego nie szczędził los, a jednocześnie nie robi z niego kozła ofiarnego, za to sprawnie wykorzystuje sytuację gospodarczą żeby nią umotywować wydarzenia w “Później”. Pojawia się tutaj także Rytuał Chud, znany z powieści “To”. Dzięki temu nowy tekst Kinga zajmuje swoje miejsce w horrorowym świecie, stanowi element world buildingu: nie jest na tyle potężny, by stać w jego centrum, ale pomaga tworzyć alternatywną rzeczywistość.
“Później” nie jest złą książką. Nie jest też szczególnie wybitną. Dla czytelnika, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z Kingiem, może być wystarczająco lekkostrawne żeby go zachęcić do trudniejszych, dłuższych lektur. Dla fanów przyzwyczajonych do cegieł pokroju “Tego” lub “Bastionu” jest to zaledwie przedsmak tego, na co naprawdę stać autora. Dla mnie to była chwila wytchnienia, jak spotkanie ze starym znajomym, z którym znamy się jak łyse konie i nie trzeba wiele, żeby się dogadać. “Później” jest dość dobre, by ucieszyć czytelnika.
Muzyka w intro i outro:
Daily Beetle by Kevin MacLeod
Link: https://filmmusic.io/song/3579-daily-beetle
License: https://filmmusic.io/standard-license
Komentarze