Posłuchaj:
Od ponad dwustu lat kobiety z rodu Owensów oskarżano o każde zło, jakie wydarzyło się w miasteczku. Jeśli nadeszła deszczowa wiosna, jeśli krowy na pastwisku dawały mleko podbiegnięte krwią, jeśli źrebak padł na kolkę albo dziecko urodziło się z czerwonym znamieniem na policzku, wszyscy wierzyli, że to kobiety z ulicy Magnolii się do tego przyczyniły, przynajmniej trochę. Nieważne, co przyniósł zły los – pioruny, szarańczę czy śmierć przez utonięcie. Nieważne, czy sytuację dało się wyjaśnić logicznie, naukowo czy zwykłym pechem. Gdy tylko pojawiały się kłopoty, choćby najmniejsze, ludzie natychmiast wytykali palcami Owensówny i zwalali na nie winę. Wkrótce wmówili sobie, że nie jest bezpiecznie przechodzić obok domu Owensów po zmroku, i tylko najgłupsi z sąsiadów odważali się zaglądać nad czarnym ogrodzeniem z kutego żelaza, które oplatało dziedziniec niczym wąż.
Nie brakuje w kinach filmów, które powstały na bazie książek. Nierzadko ekranizacja przynosi literackiemu oryginałowi wznowienia lub nagły wzrost popularności. Przykładów nie trzeba daleko szukać: Gra o Tron, Wiedźmin, książki Stephena Kinga takie jak To albo Lśnienie czy też nieśmiertelne Małe kobietki Louisy May Alcott. Przeniesione na wielki bądź mały ekran dzieła przeżywają drugą młodość i docierają do tysięcy odbiorców, którzy wcześniej nie wykazywali nimi zainteresowania. Nie brakuje też przedstawicieli drugiego obozu, czyli książek, których ekranizacje nie przyniosły im większych korzyści. Można wśród nich wymienić m.in. „Gwiezdny Pył” Neila Gaimana, „Chłopaki mojego życia” Beverly Donofrio, „Psychoza” Roberta Blocha. Należy też do nich „Totalna Magia” pióra Alice Hoffman, po raz pierwszy wydana w Polsce w 2003. Wspominałam już o tej książce w moim podsumowaniu roku 2020, zrobiła jednak na mnie tak ogromne wrażenie, że chcę jej poświęcić oddzielny odcinek.
Już sama chronologia wskazuje, dlaczego książka nie wykorzystała fali popularności ekranizacji, a przynajmniej dlaczego to nie miało miejsca na naszym rodzimym rynku. Film Totalna magia wyszedł w 1998 roku. Polski czytelnik nie miał szans zapoznać się z tą historią zawczasu, w myśl zasady “najpierw książka, potem film”. Ta ekranizacja to jedna z moich filmowych guilty pleasures. Obiektywnie rzecz ujmując, nie jest to arcydzieło kinematografii (na Rotten Tomatoes ma 22% od krytyków), ale ma w sobie coś takiego, co mnie ujęło od razu. Zakładam, że to częściowo zasługa ponurego rozpoczęcia, sceny z szubienicą i kontrastującej beztroskiej muzyce i narracji. Kontrasty towarzyszą większości scen. Przygnębiający opis klątwy, nałożonej na wszystkie Owensówny, historia Gillian i Sally, prześladowania przez dzieciaki z sąsiedztwa – a z drugiej strony piękne, słoneczne dni, wspaniały ogród, wyrozumiałe ciotki i ciasto czekoladowe na śniadanie. Sięgając po książkę Alice Hoffman spodziewałam się podobnej romantycznej, magicznej atmosfery i co prawda znalazłam magię i romans, ale próżno szukać na jej kartach lekkości i beztroski ekranizacji.
Zgadzają się główni bohaterowie. Czytelnik towarzyszy Gillian i Sally, sierotom, które w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń musiały zamieszkać u bezdzietnych ciotek. Tym samym ich życie wywróciło się do góry nogami. Były szykanowane przez dzieciaki z sąsiedztwa, miały kłopoty w szkole oraz z dostosowaniem się do nowej sytuacji i warunki, w których dorastały, naznaczyły resztę ich życia. Sally, o rok starsza od swojej siostry, próbowała zapanować nad otaczającym je chaosem i wzięła na swoje barki obowiązki związane z prowadzeniem domu.. Nastolatka zainteresowana praniem i gotowaniem brzmi wspaniale, jednakże motywacja, jaka za tym stała, była mniej przyjemna. Sally obawiała się, że ciotki mogą je odesłać, dlatego starała się być pożyteczna:
Ciotki próbowały ją namówić, żeby przestała być taka dobra. Dobroć w ich opinii nie była cnotą, tylko zwykłym tchórzostwem przebranym za pokorę. Ciotki uważały, że są ważniejsze rzeczy niż kłębki kurzu pod łóżkami albo opadłe liście piętrzące się na ganku.
Z kolei Gillian nie przejmowała się podobnymi drobiazgami, jadła batoniki w łóżku i symulowała chorobę, gdy nie chciała iść do szkoły. Różniły się od siebie jak Dzień i Noc, to im jednak nie przeszkadzało być nierozłącznymi. Obie obserwowały, jak ciotki uprawiały magię i rzucały zaklęcia miłosne, i obie w młodym wieku nauczyły się, że miłość przynosi ból. W końcu ich rodzice zginęli w pożarze podczas drugiego miesiąca miodowego. Cytując za książką: “(…) ich rodzice tak się kochali, że nie zauważyli dymu unoszącego się ze ścian bungalowu, gdzie spędzali drugi miesiąc miodowy, zostawiwszy córeczki z nianią.”
Dla porównania filmowe Sally i Gillian spędzały czas z ciotkami ucząc się zaklęć, w przebraniach aniołków, z buziami umazanymi czekoladą. Ich rodziców spotkał równie tragiczny koniec. Ojciec zmarł w wyniku klątwy, rzuconej przez prababkę Marię, a którą zwiastowało pojawienie się chrząszcza tykotka rudowłosego, natomiast matce pękło serce. O klątwie opowiadają dziewczynkom ciotki, przy czym Jetty była absolutnie pewna, że śmierć jej ukochanego przed laty była wywołana właśnie czarami. Filmowa Gillian tęskniła do miłości, z kolei Sally obiecała sobie że nigdy się nie zakocha i rzuciła na siebie zaklęcie, które okazało się kluczowe dla jej dalszych losów.
Okres dojrzewania w filmie został zupełnie pominięty, wydarzył się gdzieś “w międzyczasie”. W jednej chwili dziewczynki noszą anielskie skrzydełka i jedzą z ciotkami posiłki w ogrodzie, w drugiej – Gillian pakuje torbę i ucieka z jednym ze swoich narzeczonych. Książka z kolei opisuje, jak Gillian korzysta z życia i łamie chłopięce serca, podczas gdy Sally zajmuje się domem… i czyta książki. A gdy w końcu Gillian decyduje się uciec przez okno, zamiast obiecać Sally, że wróci do niej i zestarzeją się razem w domu ciotek, każe jej uciec, żeby nie zmarnować sobie życia.
I w tym momencie te dwie narracje zaczynają się coraz bardziej rozchodzić, aż ewentualnie opowiadają dwie różne historie, akcentując inne punkty.
Sally poznaje swojego przyszłego męża i w filmie wyprowadza się, zakłada rodzinę, a gdy zostaje wdową – pakuje się i powraca z córkami do domu ciotek. Tym sposobem historia po raz pierwszy zatacza koło, to pierwsza “pętelka”, a pod kątem filmu nawet i druga. Podobieństwa z poprzednią sceną są fabularne i przede wszystkim wizualne: w kadr domu wchodzą dwie ubrane na czarno dziewczynki, niosące bagaże. Sama śmierć Michaela przypomina tę ojca Sally i Gillian – Sally słyszała chrząszcza, próbowała go znaleźć i złapać, żeby zapobiec nadchodzącemu nieszczęściu, lecz klątwa nie dała się powstrzymać. Ciotki zaopiekowały się Antonią i Kylie tak samo jak ich matką i ciotką kilkanaście lat temu, a Sally przeżywała żałobę ukryta pod kołdrą. Przełom nastąpił dopiero, gdy odwiedziła ją Gillian i opowiedziała o swoich podbojach miłosnych. To z jakiegoś powodu rozchmurzyło Sally, która wyszła z łóżka, założyła własny biznes i zaczęła uczestniczyć w życiu lokalnej społeczności. Co prawda dalej była nieco na uboczu, ale ciężko pracowała, żeby mieć tak zwane normalne życie. Miała swój mały sklepik z ziołowymi kosmetykami Verbena Botanicals, chodziła na szkolne zebrania i mitygowała swoje córki, aby nie rzucały klątw na lokalne dzieciaki. Jej życie było całkiem normalne, a relacje z siostrą na tyle dobre, że gdy ta wezwała ją na pomoc, Sally wyruszyła po Gillian do innego stanu.
Losy Sally potoczyły się zupełnie inaczej w książce. Poznała swojego męża w sklepie z narzędziami, po ślubie wprowadził się do domu ciotek i pojawiły się ich córki. Także i tym razem nieszczęście zwiastował tykotek, lecz książkowa Sally zlekceważyła zarówno szkodnika, jak i ostrzeżenia ciotek, a gdy dała im się przekonać – było już za późno. Po śmierci Michaela Sally zwątpiła w magię, przestała mówić. Wcześniej wydawało się, że prowadzi normalne życie – sąsiedzi czasem nawet zapraszali ją na kawę – lecz gdy pogrążyła się w żałobie po swoim mężu, otoczenie wolało ją zignorować. Z marazmu wyrwał ją łabędź, atakujący jej córkę w parku. Gdy odzyskała głos, wyprowadziła się od ciotek i zdecydowała się poświęcić stworzeniu swoim dzieciom dobrego, zwyczajnego domu w stanie Nowy Jork:
Nigdy nie oglądaj się za siebie, tak sobie powiedziała. Nie myśl o łabędziach, ani o samotności w ciemnościach. Nie myśl o burzach, grzmotach i błyskawicach ani o prawdziwej miłości, której nigdy nie zaznasz. Życie to mycie zębów i przygotowywanie śniadania dla dzieci, i niemyślenie o różnych rzeczach (…).
Kupiła dom, postawiła biały płotek bezlitośnie wykpiwany przez córki, zdobyła szacunek i była pierwsza na śniegowej liście – zupełnie inaczej niż filmowa Sally. Tej książkowej jednak okrutnie dokucza samotność, której nie potrafią zaradzić okazjonalne randki. Antonia, starsza córka, już podjęła wakacyjną pracę, natomiast młodsza Kylie ma bliskiego kolegę, gdy pod domkiem z cegły zaparkowało auto Gillian z trupem w środku. Gillian wini się za jego śmierć – podawała mu pokrzyk na uspokojenie i podejrzewała, że trucizna kumulowała się w organizmie mężczyzny, aż do jego śmierci. Siostry pochowały Jimmy’ego Hawkinsa pod krzakiem bzu, co dało początek dziwnemu, niespotykanemu zaklęciu.
W filmie jeden telefon od Gillian wysłał Sally w podróż, aby uratować siostrę z łap przemocowego kochanka. Sally dotarła do zapyziałego przydrożnego motelu, lecz zanim zdążyły wsiąść do taksówki, Jimmy Angelov schwytał Gillian i można powiedzieć, że uprowadził siostry. Postać Jimmy’ego uległa pewnym zmianom podczas opracowywania ekranizacji: stał się atrakcyjnym, mrocznym mężczyzną pochodzącym z Rumunii, prawdopodobnie aby rola lepiej pasowała dla aktora Gorana Visnjica. Książkowa Sally nigdy nie miała okazji poznać żywego Jimmy’ego i to ona, nie Gillian, podała mu śmiertelną dawkę belladonny. W przeciwieństwie do książki, w filmie dziewczyny używają magii i korzystają z wiedzy ciotek, co przekłada się na drobiazgi pokroju mieszania tequili w butelce lub rozmowy za pośrednictwem lusterka w samochodzie. Siostry postanawiają wskrzesić Jimmy’ego i w świetle księżyca zaciągają jego ciało do domu ciotek, następnie odprawiają rytuał – cała scena, pomimo swojego ponurego znaczenia, jest przedstawiona w komediowej konwencji, podkreślonej zabawnymi dialogami i pentagramem z bitej śmietany. Jimmy ma pecha. Zaklęcie przynosi skutek, przywraca go z martwych, lecz nie łagodzi jego obyczajów: atakuje Gillian, Sally ponownie broni siostry… I Jimmy tym razem umiera na dobre.
Na potrzeby fabuły zupełnie zostały zmienione relacje między siostrami a ciotkami. W książce jest między nimi ewidentny konflikt, Gillian unika kontaktu jak może, z kolei Sally ogranicza go do corocznych wyjazdów wakacyjnych. W filmie kobiety dogadują się znakomicie, czego kulminacją jest scena drinków o północy – podobno na planie wykorzystano do kręcenia prawdziwy alkohol i nagranie zaowocowało imprezą. Czarownice właśnie podczas tej zabawy orientują się, że w domu przy ulicy Magnolii pojawiła się obca, zła siła.
Nawiedzenie przez Jimmy’ego przyjmuje różne formy. W książce, na jego grobie wyrósł krzew bzu, który stanowił przedmiot zainteresowania całej okolicy i nawet uniwersytet stanowy chciał go zbadać. Zapach kwiatów przywoływał wspomnienia i przyciągał sąsiadów, aby mogli je przeżywać na nowo:
Przez całe tygodnie ludzie będą wystawać na chodniku przed domem Sally Owens, przyciągnięci zapachem bzu, przypominającym o pożądaniu i prawdziwej miłości, i tysiącu innych rzeczy, o których dawno zapomnieli i teraz czasami żałują, że im przypomniano.
Następnie w domu Sally rzeczy zaczęły się przemieszczać, co doprowadziło do poważnego konfliktu między siostrami. Sądzę, że to by się wpisywało w schemat przemocowych związków. Wiemy, że Jimmy miał ogromny wpływ na Gillian, który nie zelżał nawet po jego śmierci: zapach bzu powoduje, że kobieta nie może przestać rozmyślać o martwym kochanku, duch usiłuje ją omotać, do tego konflikt z siostrą grozi odcięciem od systemu wsparcia – jedynej osoby, która może pomóc Gillian. Młodsza Kylie widzi jego sylwetkę na tylnym podwórzu i stwierdza, że jest “nikczemny”, w filmie ten zaszczyt przypadł również Kylie, lecz tym razem to ona była starszą siostrą: dostrzegła mężczyznę pod krzewem róży. Wtedy filmowe ciotki postanawiają, że Sally i Gillian muszą wypić piwo, które nawarzyły, dały dzieciom naszyjniki zrobione z szubienicznego sznura Marii i ulotniły się pod osłoną nocy.
Dalsze wydarzenia w filmie dzieją się błyskawicznie, cała akcja – od śmierci Jimmy’ego do finału – trwa zaledwie kilka dni, podczas gdy w książce zmienia się to w opowieść o życiu dwóch siostrzanych duetów pod jednym dachem. Postaci Kylie i Antonii zostały znacznie bardziej rozbudowane. Dziewczynki były w okresie dojrzewania, walczyły z autorytetami, przeżywały pierwsze miłości, szukały siebie. Gillian, choć dwukrotnie od nich starsza, towarzyszyła im w tej podróży. Przez lata zamknięta w schemacie przemocowych związków i życia od miasta do miasta, od faceta do faceta, po raz pierwszy zaznała stabilizacji żyjąc z Sally. Jej przeszłość jednak odcisnęła na niej piętno, z którym nie potrafiła sobie poradzić, niskie poczucie własnej wartości nie pozwalało jej uwierzyć, że pokochał ją przyzwoity facet. Związek z Benem Frye dał Gillian odkupienie.
Postać Marii Owens, seniorki rodu od której wzięła się cała wiedźmia sława, została w filmie wykorzystana do wprowadzenia. Opowieść o klątwie, jaką na siebie rzuciła, została przekazana młodym Owensównom ustami ciotek. Z kolei w książce doczekała się własnych kilku akapitów. Marię z literackiego pierwowzoru i ekranizacji łączy zdecydowanie, silny charakter i determinacja.
Maria Owens przybyła do Massachusetts tylko z jedną torbą dobytku, małą córeczką i diamentami zaszytymi w rąbku sukni. Maria była młoda i ładna, ale ubierała się całkiem na czarno i nie miała męża. Miała jednak dość pieniędzy, żeby zatrudnić dwunastu cieśli, którzy zbudowali dom na ulicy Magnolii, i była tak pewna siebie i tego, czego chciała, że doradzała tym mężczyznom, jakiego drewna użyć na gzyms kominka w jadalni i ile okien potrzeba, żeby zapewnić najlepszy widok na ogród na tyłach.
Czy Maria była niezależna, bo była czarownicą, czy też została czarownicą, bo była niezależna? Trudno powiedzieć, nie znamy jej pochodzenia, jednak silny charakter i pogarda dla konwenansów jest cechą charakterystyczną wiedźm.
Jeśli Maria Owens chciała z kimś porozmawiać, patrzyła mu prosto w oczy, nawet starszym i lepszym od siebie. Robiła, co jej się podoba, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Mężczyźni, którzy nie powinni, zakochiwali się w niej i wierzyli, że przyszła do nich w środku nocy i rozbudziła w nich cielesne żądze. Kobiety szukały jej towarzystwa i pragnęły wyznawać jej swoje sekrety w cieniu ganku, gdzie zaczęła rosnąć wisteria i już wiła się wokół czarno malowanej balustrady.
Okazało się, że Maria, tak silna i samodzielna, była niewolnicą uczucia do mężczyzny, który nią wzgardził. Nie było jednak mowy o klątwie: kobieta pragmatycznie stwierdziła, że od tej pory musi trzymać ręce przy sobie.
Maria inspirowała Kylie, która zdecydowała się zawiesić portret prababki na ścianie w sypialni. Gillian z początku oponowała, z czasem jednak przekonała się, że przeszłość nie zawsze będzie jej ciężarem i myślę, że to stanowiło metaforę godzenia się z własnym dziedzictwem.
Z kolei Sally zbudowała całą swoją tożsamość wokół swoich córek:
Od szesnastu lat – z wyjątkiem jednego roku po śmierci Michaela, kiedy tak się w sobie zamknęła, że nie umiała znaleźć drogi wyjścia – myśli o swoich dzieciach. Od czasu do czasu myślała o zamieciach śnieżnych i rachunkach za ogrzewanie i elektryczność, i że często dostaje pokrzywki, kiedy nadchodzi wrzesień i trzeba wracać do pracy. Głównie jednak absorbują ją Antonia i Kylie, gorączka i skurcze, kupowanie nowych butów co pół roku i pilnowanie, żeby wszyscy dostawali zbilansowane posiłki i spali co najmniej osiem godzin. Bez tych zmartwień chyba nie mogłaby dalej istnieć. Bez nich co by jej zostało?
Gdy Sally stanęła oko w oko z dojrzewaniem jej dzieci, rozchorowała się i przestała wychodzić z łóżka. Z marazmu wyciągnęła ją dopiero Gillian i ta scena przypomina nieco tę z filmu, gdy Sally cierpi po śmierci Michaela.
I wtedy przybywa stróż prawa, Gary Hallet.
W książce historia jego dziadka oraz kolegi z klasy, dwóch ludzi trafionych przez piorun, przypomina historię amantów ciotek, którzy zginęli w podobny sposób. Gary miał równie trudne przeżycia w dzieciństwie co siostry Owens: jego rodzice umarli w wyniku uzależnień, opiekował się nim dziadek, ten od pioruna.
Sally od razu orientuje się, że nie może Gary’ego okłamać. Z kolei Gillian bierze na siebie ciężar kontaktu z detektywem: w książce to ona jest przesłuchiwana, a w filmie próbuje flirtować z Garym i tym sposobem zbić go z tropu. Zbrodnie Jimmy’ego są różne, w zależności od źródła. Książka przedstawia go jako handlarza narkotykami, odpowiedzialnego za kilka śmierci, a scenariusz – jako seksualnego drapieżcę, który porzuca swoje ofiary na poboczu. Prawdopodobnie wynika to ze specyfiki medium. Film ma znacznie mniej czasu, żeby odmalować przykry wpływ, jaki miał na Gillian i nie ma zamiaru bawić się z subtelnościami, na jakie może pozwolić sobie książka. Z tego też względu Gary w filmie przeprowadza szeroko zakrojone śledztwo, w którym bada opinię mieszkańców miasteczka na temat sióstr Owens, aż Sally go konfrontuje. Natomiast Gillian podejmuje dodatkowe kroki, które mają na celu pozbycie się detektywa: przygotowuje się do rzucenia czaru z pomocą siostrzenic. Kylie wymawia wtedy znamienne słowa: “Nie mogę się doczekać, aż się zakocham”; dokładnie to samo powiedziała młodziutka Gillian, obserwując ciotki rzucające urok. Gdy córki Sally zorientowały się, że Gary idealnie spełnia warunki zaklęcia ich matki – Gary potrafił jeździć tyłem na koniu, przewracać w powietrzu naleśniki, jego ulubionym kształtem była gwiazda – pokrzyżowały plany ciotki. Cała sekwencja ze śniadaniem w ogrodzie jest jak rodem z komedii romantycznych i choć jest spójna fabularnie, to trochę kłuje jeśli chodzi o całokształt i kierunek, w którym zmierza film.
Konflikt między siostrami w filmie opiera się na stosunku do magii. Gdy Gillian z niej korzysta, Sally się jej wypiera. Kłótnia między kobietami rozpoczyna się od strzaskanej misy z owocami, kończy na pękniętej szybie w drzwiach: ostre fragmenty ceramiki i szkła mogą sugerować przecinanie łączących je więzi.
Sally zdecydowała, że nie może okłamać Gary’ego i pobiegła do motelu, w którym wynajął pokój. To przywodzi na myśl scenę, w której biegła do Michaela. Wtedy też Sally zdaje sobie sprawę, że oto nadszedł mężczyzna, którego sobie wymarzyła w dzieciństwie. Dramatyczna ucieczka z jego objęć przechodzi w scenę opętania, po czym Jimmy materializuje się wykorzystując siły witalne Gillian. Konfrontacja Gary’ego i Jimmy’ego to starcie dwóch biegunów: dobra ze złem, stróża prawa z przestępcą, mężczyzny który szanuje kobiety z przemocowcem. Pierwszą rundę zwycięża Gary, dzięki swojej odznace szeryfa, o której wcześniej Sally powiedziała, że “ma moc tylko dlatego, że Gary w to wierzy”. Ostatecznie odżegnująca się przez całe życie od magii Sally wyznaje, że rzucone przez nią zaklęcie nieodwracalnie splotło losy jej i detektywa. Wtedy Gary stwierdza, że “klątwy mają moc tylko gdy się w nie wierzy”.
Gdy Sally powraca do domu widać, że coś jest nie tak – na ekranie dominuje czerń, cienie są głębsze, a oświetlenie przyjmuje nienaturalne kolory i jest intensywne. Okazuje się, że Jimmy jest gotowy na rundę drugą: opanował ciało Gillian. Wtedy powracają ciotki i przejmują kontrolę nad sytuacją, tak jak to się wydarzyło w książce. Aby pokonać upiora, konieczny jest sabat – a do sabatu konieczne są kobiety, w wyniku czego Sally jest zmuszona obdzwonić matki ze szkolnej listy kontaktów i wyjaśnić, że naprawdę jest czarownicą… I że potrzebuje ich pomocy. Jedna z pracownic Verbena Botanicals użyła sformułowania, że “Sally just came out” – tak, jak to się mówi w przypadku ujawnienia orientacji seksualnej. Nie potrzeba było więcej szczegółów: druga z kobiet, grana przez Margo Martindale, od razu wiedziała o czym mowa. Miastowe kobiety zaczęły plotkować, lecz kluczowy okazał się niefortunny związek Gillian, a nie fakt, że przypuszczenia i oskarżenia z dziesiątek lat okazały się prawdą. Jednocześnie Sally otwarcie używa magii, pogodzona sama ze sobą.
Kobiety dopisały, i dalsze sceny są przykładem wzruszającego siostrzeństwa, sprawiają wrażenie zaszczyconych, że zostały dopuszczone do magicznego rytuału, a do tego w końcu zobaczyły dom Owensów od środka. Recytowały zaklęcie jak w transie, obojętne na płacz Sally i jęki cierpiącej Gillian. Egzorcyzm był momentami dramatyczny, wymagał od Nicole Kidman dużego zaangażowania, dlatego zainstalowano gumową podłogę – aby zabezpieczyć aktorkę przed przykrymi konsekwencjami uderzania głową o podłogę. Inkantację przerwał dopiero atak Jimmy’ego. Upiór nie chciał odejść. Dopiero gdy Sally odwołała się do obietnicy, którą siostry złożyły sobie gdy Gillian uciekała z domu i przypieczętowały ją krwią, moc biorąca swój początek w miłości sióstr i krwi Marii wygnała złego ducha.
Gdy po zakończeniu postępowania w sprawie śmierci Jimmy’ego Sally posyła po Gary’ego, nie ma w tym już strachu przed klątwą ani przed miłością, a na Halloween czarownice urządziły pokaz dla wszystkich sąsiadów – i skoczyły z dachu domu z parasolkami. To był koniec sekretów i ostracyzmu, jakiemu były poddawane Owensówny odkąd Maria zbudowała ich dom.
Upiór w książce był znacznie spokojniejszy i pomimo, że pewne znaki były wspólne dla obu dzieł – jak wystające z ziemi buty kowbojskie, lub charakterystyczny pierścień, przechowywany przez wierną ropuchę – to nie było mowy o opętaniu. Siostry i tak czuły się zagrożone. Prognozy pogody zapowiadały bardzo groźną burzę i istniało ryzyko, że ulewne deszcze wypłuczą ciało z ziemi, a wtedy z ukrywania zwłok nici, do tego w okolicy węszył detektyw. Pora była na wezwanie pomocy. Inicjatywa wyszła od Gillian, która unikała ciotek jak tylko mogła i niemalże winiła je za całe zło, jakie ją w życiu spotkało – stąd jej decyzja jeszcze bardziej podkreślała patowość sytuacji.
Ciotki, w przeciwieństwie do tych filmowych, nie są żwawymi paniami w średnim wieku. Jak przystało na czarownice i potomkinie Marii Owens, są charakterne i nie przejmują się cudzą opinią:
Ciotki są tak stare, że nie da się odgadnąć ich wieku. Włosy mają białe, a plecy zgarbione. Noszą długie czarne spódnice i sznurowane skórzane buciki. Chociaż nie wyjeżdżały z Massachusetts od ponad czterdziestu lat, bynajmniej nie są onieśmielone podróżą. Ani czymkolwiek innym, skoro o tym mowa. Wiedzą, czego chcą, i nie boją się mówić prosto z mostu, dlatego nie zwracają uwagi na narzekania innych pasażerów i dalej dyrygują kierowcą.
Podobnie jak Maria i Sally, straciły swoich ukochanych i ta tragedia zmieniła całkowicie ich życia:
Serca im pękły tamtego wieczoru, kiedy dwaj bracia przebiegli przez miejskie błonia; pękły tak nagle i tak głęboko, że ciotki nigdy więcej nie pozwoliły, żeby cokolwiek je zaskoczyło, nawet grom z jasnego nieba, a z pewnością nie miłość.
Czasami nie potrzeba wiele, aby dokonało się pojednanie: sama obecność Jet i Frances w tym samym pomieszczeniu co Gillian i Sally pomogła skruszyć lody. Najważniejsze jednak było objęcie przez nie kontroli nad sytuacją: uświadomiły Gillian, że to nie ona zabiła Jimmy’ego, po czym przystępują do warzenia śmierdzącej mikstury do zaklęcia. Ostateczne starcie z Jimmym jest znacznie mniej dramatyczne niż to filmowe: wystarczy wylać garnek mikstury na ziemię, a ta rozprawia się ze zwłokami i przywiązanym do nich duchem.
Finalnie dom przy ulicy Magnolii ożył: zamieszkała tam Gillian z Benem, Sally ze swoimi córkami, do Antonii przyjeżdżał jej chłopak Scott, no i były tam rzecz jasna ciotki. Trzy pokolenia kobiet Owens pod jednym dachem. Nie zabrakło Gary’ego, który znalazł sposób żeby zamknąć sprawę Jimmy’ego i przyjechał do Massachusetts, a przemianę Sally zamykają słowa:
Ostatecznie jest parę rzeczy, które Sally Owens wie na pewno. Zawsze rzucaj rozsypaną sól przez lewe ramię. Posadź rozmaryn przy furtce ogrodowej. Dodawaj pieprzu do tłuczonych ziemniaków. Hoduj róże i lawendę, na szczęście. Zakochuj się, kiedy tylko możesz.
Podsumowując “Totalną magię”: książka opowiada o miłości, wstydzie i żalu, film opowiada o siostrzeństwie, zaprzeczeniu i magii. Oczywiście miłość również jest istotna w ekranizacji, lecz w porównaniu do tego jak bardzo eksponowany jest potencjał magiczny wiary czy marzeń, lub jak potężna jest potrzeba akceptacji w społeczeństwie, uczucie schodzi nieco na dalszy plan. Na dobrą sprawę trudno powiedzieć, co jest motywem przewodnim w filmie, skoro mamy tam elementy komedii romantycznej, horroru, dramatu obyczajowego, a trudne, ciężkie sceny – choć w oderwaniu od całości funkcjonują całkiem nieźle – osadzone w ramach lekkiej komedyjki nieprzyjemnie odstają.
Zapisałam sobie jeszcze kilka uwag, które wpływają na moje postrzeganie obu dzieł i podkreślają różne elementy. Na przykład lokalizacja: w filmie akcja jest osadzona na niewielkiej wyspie. Widać, że Owensówny żyją w zamkniętej społeczności, w której wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Odrzucenie w takich warunkach jest szczególnie bolesne, ponieważ na wyspie wszyscy są skazani na siebie nawzajem. W książce nie odniosłam podobnego, klaustrofobicznego odczucia.
A skoro o lokalizacji mowa, to warto wspomnieć o domu Marii Owens. W książce był to prawdziwy dom czarownicy: czarny, zaniedbany, z czarnym płotem z żelaza. W filmie mamy do czynienia z radosnym, wiktoriańskim budynkiem, otoczonym białym płotem – który by książkowe Kylie i Antonia bezlitośnie wykpiły. Ten budynek to tak naprawdę atrapa, wydmuszka stworzona na potrzeby filmu i zburzona wkrótce po zakończeniu prac, natomiast wnętrze dopracowywano przez rok, aby odzwierciedlało charakter zamieszkujących go pokoleń Owensów.
Utwór Stevie Nicks “If You Ever Did Believe” promował film, co kojarzy mi się z American Horror Story: Coven. Tam Stevie jest uważana za czarownicę, jej utwory inspirowały jedną z bohaterek i znalazły się na ścieżce dźwiękowej do tego sezonu AHS.
Cała historia, czy to w filmie czy książce, skupia się na losach trzech pokoleń kobiet z rodziny czarownic: Jet i Frances są najstarsze, Gillian i Sally dojrzałe, Kylie i Antonia to jeszcze dzieci. Przypomina mi to ezoteryczny archetyp Wielkiej Bogini, trzy oblicza kobiety: Dziewica, Matka, Starucha. Z kolei fakt, że w każdym pokoleniu mamy do czynienia z siostrami, podkreśla, jak ważne i czasami trudne są relacje między kobietami.
Alice Hoffman, po ciepłym przyjęciu Totalnej Magii, napisała prequel: Zasady Magii. W HBO trwają prace nad jej ekranizacją w formie 10-odcinkowego serialu. Póki co – w lutym 2021 roku – to wszystko, co wiemy na temat tej produkcji, jeśli jednak zostanie wydana, to z przyjemnością powrócę do świata Owensów.
Ta analiza porównawcza chodziła mi po głowie od około roku, gdy przeczytałam “Totalną Magię”. To był też jeden z powodów, dla których zdecydowałam się nagrywać podcast. Chciałam mieć przestrzeń, w której bym mogła rozkminiać i przeżywać treści, i mam nadzieję, że był to ciekawy odcinek. Dzięki, że tu jesteś!
Muzyka w intro i outro:
Daily Beetle by Kevin MacLeod
Link: https://filmmusic.io/song/3579-daily-beetle
License: https://filmmusic.io/standard-license
Komentarze