Posłuchaj:

iTunes Spotify YouTube Google Podcasts Anchor FM Breaker audio Pocket Casts RadioPublic

Muzyka w intro i outro:
Daily Beetle by Kevin MacLeod
Link: https://filmmusic.io/song/3579-daily-beetle
License: https://filmmusic.io/standard-license

Jaki był 2020, to wszyscy wiemy. Dla mnie był to rok, w którym chciałam poszerzyć swoje literackie horyzonty i zaczęłam zwracać większą uwagę na kraje, z których pochodzą autorzy wybieranych przeze mnie książek. Inspiruje mnie akcja Reading Books From Every Country, i choć nie zamierzam podążać krokami Aishy, to chciałam mieć większą świadomość tego, co czytam.

Niestety, moje ambicje spełzły na niczym, ponieważ ledwie zabieram się za lekturę, to zapominam zwracać uwagę na takie rzeczy, jak narodowość autora. Zbierałam jednak statystyki i prezentują się one następująco:

W ubiegłym roku przeczytałam najwięcej, ponieważ aż 27 książek, napisanych przez Polaków. Na drugim miejscu są dzieła amerykańskie, których było 21. Trzecie miejsce pod kątem narodowości autorów ex aequo zajmują: Anglia, Francja i Szwecja. Później są jeszcze Australia, Czechy, Indie, Islandia, Kanada, Niemcy i Norwegia. Jestem zadowolona z tego wyniku, ponad 1/3 moich lektur pochodziła z Polski! Kiedyś trudno mi było przekonać się do naszych rodzimych dzieł, i do tej pory jestem nieco na bakier z polską kinematografią, lecz w kategorii literatury absolutnie nie mamy się czego wstydzić.

Kolejna statystyka, którą śledziłam, to płeć autorów. Wyzwanie czytelnicze Popsugar, które mnie zainspirowało 5 lat temu do skupienia się na książkach, opiera się na kategoriach oscylujących głównie wobec tematów mniejszościowych lub nierówności społecznych i właśnie to uświadomiło mi, że chyba niewiele z moich książek zostało napisanych przez kobiety. Na dobrą sprawę nie ma to dla mnie zbyt wielkiego znaczenia, podobnie jak orientacja seksualna autora czy jego poglądy polityczne, z całą pewnością nie wybieram książek w oparciu o płeć. Statystyki jednak pokazują, że panie są całkiem solidnie reprezentowane. 22 książki z mojego 2020 roku wyszły spod kobiecej ręki, w 9 przypadkach była to ko-operacja z pisarzem-mężczyzną lub antologie opowiadań.

Widzę, że mój gust literacki solidnie wyewoluował. W 2014 wiodącym gatunkiem była fantastyka, tuż za nią horror; natomiast w ubiegłym roku najwięcej, bo 18, przeczytałam reportaży. Następnie było 12 horrorów i 8 książek z szeroko pojętej fantastyki. Później mamy literaturę piękną, poradniki, kryminał, literaturę faktu, popularnonaukowe, biografie, dystopie, romans, thriller, historyczne i nauki społeczne. Kiedyś uważałam, że tylko fantastyka pozwoli mi poznać ciekawe miejsca, z czasem uznałam, że ten nasz jest równie interesujący.

Zapamiętam z tego roku kilka książek. Nie układam żadnego rankingu, trudno by mi było oceniać dzieła z różnych kategorii; nie jestem w stanie porównać „Pikniku pod Wiszącą Skałą” do „Świątecznego dyżuru”, ani reportażu o polskich rozwodach do reportaży Steinbecka o drugiej wojnie światowej. Przejrzałam jednak spis i zadałam sobie przy każdej książce pytanie: czy zostanie to ze mną na dłużej? Twierdząco odpowiedziałam w sześciu przypadkach, więc średnio przypada jedna lektura na każde dwa miesiące.

Dołożyłam starań, aby uniknąć spojlerów, lecz mimo wszystko jakieś mogą się pojawić. Spis książek, o których mówię, zawarty jest w opisie odcinka. 

 

Otwierają tę listę “Braciszkowie Niebożątka” autorstwa Tomasza Gnata, moja ocena to 9/10 według skali z Lubimy Czytać. Jest to steampunk, czyli gatunek, który mnie interesuje i w którym nie znajduję wystarczająco dużo ciekawych dla mnie treści, do tego polski! A Polacy potrafią w dziwne, niepokojące klimaty.

Ta książka to debiut autora. Gdybym wiedziała, prawdopodobnie wzięłabym to pod uwagę, debiuty mają to do siebie, że nie wszystko w nich gra, pomimo najlepszych chęci pisarza. W tym przypadku wcale nie było tego czuć. Zachwyciłam się od pierwszego rozdziału, zostałam porwana w ponury, magiczny świat, który momentami przypominał żebraczy Paryż z Katedry Marii Panny w Paryżu, podszyty był niepokojącymi nutami pokrewnymi Fallen London i Sunless Sea, a jednocześnie był tak znakomicie wykreowany, że próżno szukać tu porównań. Mamy tajne stowarzyszenia, magię i mechanikę, jak to w steampunku, przepychanki polityczne, Karnawał i Metamorfozy. Atmosfera jest przygnębiająca i tajemnicza, a czytelnik nie ma żadnego pardonu. Nie ma tu rozbudowanych wyjaśnień i klarowania nazw własnych, a niektóre zjawiska stanowią zagadkę dla samych postaci. 

A skoro o nich mowa… “Braciszkowie Niebożątka” to też bohaterowie, których trudno nie polubić. Akcja toczy się dwutorowo, raz towarzyszymy Janowi Kluczykowi, który podróżuje do stolicy na pogrzeb, innym razem tytułowym Braciszkom, grupie obdartusów walczących o przetrwanie na ulicach stolicy. Początkowo mają zupełnie różne cele, z czasem zbiegi okoliczności i mniej lub bardziej korzystne sojusze doprowadzają do zwarcia szyków przeciwko przeciwnikowi, który przypomina Agenta Smitha. Do tego narracja – barwna, stylizowana na styl XIX-wieczny, z licznymi dygresjami, malująca żywy świat wokół bohaterów. Trudno było mi się od tej książki oderwać. Są takie lektury, o których można mówić, że są ogromnie życiowe, otworzyły przed czytelnikiem nowe perspektywy, dostarczyły mu inspiracji lub narzędzi do radzenia sobie w określonych sytuacjach: natomiast “Braciszkowie Niebożątka” to dla mnie rozrywka najwyższych lotów ze względu na niespotykaną kreatywność autora. 

 

Kolejna książka, która mnie zachwyciła, to balansująca na granicy magicznego realizmu Totalna magia napisana przez Alice Hoffman. Na jej podstawie nakręcono film z Nicole Kidman i Sandrą Bullock, który chyba jest bardziej popularny niż literacki pierwowzór. Podjęłam tę książkę spodziewając się czegoś równie beztroskiego i uroczego, a dostałam głęboką, poważną historię o życiu i miłości.

Jej bohaterkami są kobiety z rodu Owensów, mieszkające przy ulicy Magnolii w amerykańskim miasteczku. Siostry Gillian i Sally zamieszkują z ciotkami, starymi czarownicami, które prowadziły niekonwencjonalne gospodarstwo – troszczyły się o swój ogród, zioła i magię, zaniedbując dom, w rezultacie dziewczynki musiały same zadbać o swoje podstawowe potrzeby. Styl życia ciotek oraz przekonanie, wyrażone w pierwszym zdaniu książki, że kobiety z rodu Owensów były oskarżane o każde zło powodowały, że dziewczynki były prześladowane przez swoich rówieśników. Każda zareagowała na swój sposób: Gillian uciekła z jednym ze swoich chłopaków, a Sally została w starym domostwie, bez nadziei na emocjonujący zwrot akcji. Aż pewnego dnia poznała mężczyznę, zakochali się w sobie bez pamięci i założyli rodzinę.

Totalna magia odmienia miłość przez wszystkie rodzaje i przypadki: siostrzana, romantyczna, taka, która niesie ze sobą nieszczęście, głód uczucia, przekonanie o byciu niegodnym miłości. Nie spodziewałam się, że dostanę taki kawał głębokiej, mądrej powieści o życiu i była to jedna z lepszych rzeczy, jakie mnie spotkały w 2020 roku.

 

Dalej na liście znalazło się coś absolutnie wyjątkowego, czyli „Ćpuny wojny” Anny Wojtachy. To była petarda, nie mogłam się od tej książki oderwać, częściowo ze względu na trudne, przejmujące historie, ale też z uwagi na rewelacyjny, mocny i bezpośredni styl. Anna Wojtacha jest reporterką wojenną, jeździ tam, gdzie jest niebezpiecznie: czy to atak terrorystyczny, czy wojna, tam Wojtacha jedzie robić reportaż. Nazywa to głodem adrenaliny. Opisuje wojnę w Gruzji, konflikt w Strefie Gazy, życie w afgańskiej bazie wojskowej, opowiada jak wygląda organizacja wyjazdów i pracy na miejscu od kuchni, a także to, co się dzieje między wyjazdami. Wyalienowanie w ojczystym kraju, perspektywa którą może dzielić tylko ze znajomymi po fachu. Nie ma w tej książce szczęśliwego zakończenia, trudno tu w ogóle mówić o jakimś happy endzie, skoro w moim odczuciu “Ćpuny wojny” to opowieść przerwana, ale nigdy nie zakończona. Na świecie jest mnóstwo pracy dla reportera wojennego. Nie da się zamknąć całej tej historii na niespełna 400 stronach.

To jedyna w roku 2020 10tka. 

 

„Nie róbcie mu krzywdy” Filipa Skrońca to kolejny i ostatni reportaż na tej liście. Opowiada o genezie mitu, który stworzył śmiertelne zagrożenie dla albinosów w Afryce: że części ich ciał przynoszą szczęście i są niezbędne jako składniki zaklęć. Sądziłam, że jak w przypadku większości mitów, mamy tu dziesiątki, jak nie setki lat określonego postępowania, ugruntowanego w religii i tradycji. Badania Skrońca uświadomiły mi, że mamy tu do czynienia z przekonaniem relatywnie nowym, stworzonym wyłącznie z chęci zysku, wykorzystującym brak edukacji i perspektyw w obszarach zniszczonych wojną i głodem. Książka zaznacza również to, jak temat jest wykorzystywany medialnie, szczególnie na zachodzie. Podobnie jak reportaż Anny Wojtachy, otwiera oczy i redefiniuje opinie na sporo tematów.

 

Natomiast “Złamane dusze” Simone St. James to jedyny na mojej liście horror. Podjęłam go bez większych oczekiwań. Czasem decyduję się na książki z dołu mojej półki na Legimi, a że mam tam konto od jakiegoś czasu i czasem oddaję się niekontrolowanemu dodawaniu książek, już dawno straciłam kontrolę nad tym, co tam mam. I znalazłam tam perełkę. “Złamane dusze” biegnie dwutorowo, narracja przenosi nas to we współczesność, to na pół wieku wstecz. Główną bohaterką jest Fiona, dziennikarka w małym miasteczku, która lata temu straciła siostrę i do tej pory się nie pogodziła z tą śmiercią. Ciało jej siostry zostało znalezione na terenie dawno zamkniętej szkoły dla dziewcząt. Gdy budynek został kupiony przez tajemniczą, starszą panią, nie związaną ani z miasteczkiem ani ze szkołą, Fiona zwąchała w tym temat na artykuł, w wyniku czego natrafiła na trop znacznie starszej historii. Simone St. James powiązała kryminał i horror w opowieści o traumach, jakich doświadczały kobiety z rąk najbliższych.

 

Na koniec ponadczasowy klasyk, czyli “Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Bronte. Mimo, że to książka sprzed 150 lat, to pod względem stylu i treści była bardziej przystępna niż niejedne współczesne dzieło i czytałam ją z prawdziwą przyjemnością. Jest to opowieść o sierocie o imieniu Jane i jej drodze przez życie: o okrutnej rodzinie, szkole w której panowały surowe zasady, o jej wejściu w dorosłość, pracy i poszukiwaniach własnego miejsca. Bronte odmalowała klimaty bogatych wiktoriańskich domów, katolickiej szkoły, angielskiej wsi i jest to jedna z powieści, które przenoszą czytelnika w inny świat. Jest to dla mnie książka magiczna, którą bym ustawiła na półce na równi z Anią z Zielonego Wzgórza, Emilką ze Srebrnego Nowiu bądź Małych Kobietek. Świetny tekst o tym, jak traktowane były kobiety w XIX wieku, z romantycznym twistem pod postacią romansu z pracodawcą.

 

W nowym roku, jak zwykle, zamierzam przeczytać co najmniej 52 książki. To moje prywatne wyzwanie. Śledzę również wyzwanie z Lubimy Czytać, w którym co miesiąc podawane są tematy. W styczniu to “Książka z liczbą w tytule”. Na swojej półce Legimi znalazłam ponad 10 lektur, które by spełniały to wymaganie, i zdecydowałam się na opowieść o tatrzańskim schronisku pod tytułem “Pięć Stawów. Dom bez adresu”, Beaty Sabały-Zielińskiej.

Z kolei Popsugar, jak co roku od kilku już lat, opublikował pełne Wyzwanie Czytelnicze, na które składa się 49 kategorii. Jest tam kilka ciekawych tematów, które są opracowane na poszerzenie horyzontów czytelników, takich jak afrofuturystyka, lub opartych o najnowsze trendy, patrz: dark academia. Tegoroczny Popsugar Reading Challenge wygląda na taki, który bym mogła zrealizować i będę śledzić postępy, wybierać książki spoza mojej strefy komfortu i mam nadzieję, że będę się przy tym świetnie bawić.

Zdjęcie autorstwa Polina Zimmerman z Pexels

Muzyka w intro i outro:
Daily Beetle by Kevin MacLeod
Link: https://filmmusic.io/song/3579-daily-beetle
License: https://filmmusic.io/standard-license

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *